top of page

 

17 MAJA 2015
Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego

W naszej parafii również dzień 
I  Komunii Świętej

Dz 1,1-11
Ef 1,17-23

Mk 16,15-20

I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie. Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły.

„ Nagle spadł z nieba szum , jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali” / Dz. 2,2/

 

  W trakcie wizyty duszpasterskiej gospodarze domu dzielą się z księdzem wrażeniami z wycieczki  po Puszczy Białowieskiej i okolicach. Spotkali tam niezwykłego człowieka – pustelnika, którego erem czyli pustelnia znajdowała się jakieś trzy kilometry od osady w głębi puszczy. Muszę księdzu szczerze wyznać – powiedział gospodarz domu, - te nasze związki z Kościołem,  Bogiem były do tej pory bardzo luźne. Zazwyczaj ograniczały się do uczestnictwa w Mszy św. na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Tak było do czasu, gdy nie spotkaliśmy tego niezwykłego pustelnika. Biła z niego dziwna moc i ciepło a sposób komunikowania świadczył o wielkości ducha. To nic, że trwało to tylko chwilę. Jaka moc musi być w tym człowieku, że przez moment zapalił w nas swoim płomieniem? Wyzwolił on w nas wielką tęsknotę. Chcieliśmy z nim zostać i kochać Boga tak jak on kocha. Poczuliśmy, że jeśli będziemy dalej żyć tak jak dotychczas, to się dosłownie udusimy – zakończył swe wspomnienie gospodarz domu.

   Jeżeli ten świątobliwy pustelnik, który  jest tylko człowiekiem, posiada tak wielką siłę oddziaływania na ludzi, to jak niewyobrażalną siłę – potęgę przemiany ludzkich serc posiada Duch Święty, którego uroczystość Zesłania na zgromadzonych w Wieczerniku dzisiaj świętujemy.

   Potężna i cudowne działanie Ducha Świętego widać najlepiej kochani na przykładzie Apostołów. Otóż,  przed Zesłaniem Ducha Świętego apostołowie byli zwykłymi, bojaźliwymi ludźmi. Przypomnijmy sobie kochani ich zachowanie. Chociaż przez trzy lata przebywali z Chrystusem, słuchali Jego nauki, byli świadkami cudów jakie zdziałał, to jednak w chwili próby zawiedli. Judasz sprzedał swego Mistrza za sakiewkę srebrników, Piotr po trzykroć zaparł się Go, pozostali apostołowie w chwili pojmania Jezusa w Ogrodzie Oliwnym po prostu zwiali. Również po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa apostołowie zamknęli się w Wieczerniku, bojąc się wystawić nosa za zewnątrz z obawy przed Żydami.

   Dopiero zstąpienie Ducha Świętego dokonało w nich cudownej przemiany. Ze zwykłych, tchórzliwych ludzi, zmieniają się  w jednej chwili w tyranów ducha. Przestają się bać, wychodzą na ulicę Jerozolimy aby jawnie głosić Dobrą Nowinę o Jezusie z Nazaretu. Idą na cały świata i zdobywają go dla Niego. Od tej chwili niegroźne są dla niech prześladowania, więzienia, tortury, a nawet śmierć męczeńska. Jedenastu z nich przypłaciło swoje świadczenie o Jezusie śmiercią męczeńską. To wszystko kochani sprawił Duch Święty, który cudownie przemienił serca apostołów.

   To Duch Święty czuwa nad Kościołem i prowadzi Kościół przez ponad dwa tysiące lat jego historii.

   Proboszcz w pewnej parafii zlecił artyście malarzowi – wykładowcy  Akademii  Sztuk Pięknych w Krakowie z dziedziny sztuki sakralnej pomalowanie wewnętrznych ścian nowo wybudowanej kaplicy. Na jednej ze ścian artysta namalował ogromny trójkąt mający symbolizować Trójce Świętą. W górnym kącie trójkąta namalował oko, które ma symbolizować Boga Ojca. W drugim kącie namalował krzyż, który oczywiście symbolizuje Syna Bożego, a w trzecim kącie namalował malarz ślicznego gołąbka, symbolizującego Ducha świętego. Kiedy  właśnie malarz kończył swoje dzieło podeszła do niego starsza kobieta. Przyglądając się uważnie powiedziała: „ Boga Ojca i Jego Oko rozumiem. Bóg Ojciec patrzy na nas i widzi wszystko co czynimy. Syna Bożego i Jego Krzyż także rozumiem. Syn Boży  umarł za nas na krzyżu. Nigdy jednak nie pojęłam dlaczego Duch Święty przedstawiony jest w postaci gołąbka”.

   Tak jak tej kobiecie, nam też jest niejednokrotnie ciężko zrozumieć jaka jest rola Ducha Świętego  w dziejach tego świata. Łatwo jest nam kochani zrozumieć rolę Boga Ojca i Syna Bożego, nasze zaś pojęcie o roli Ducha Świętego w Bożych planach jest bardzo mgliste. Warto zatem siostry i bracia poświęcić chwilę czasu, aby przypomnieć sobie o tym, jak Pismo św. wyjaśnia rolę Ducha Świętego w całościowym planie stworzenia i zbawienia. Studiując pod tym kontem karty Pisma św.  dostrzegamy najpierw, że Duch Święty odgrywa doniosłą rolę w trzech największych wydarzeniach w historii stworzenia i zbawienia.

   Pierwszym wielkim wydarzeniem, w którym Duch Święty uczestniczył, było stworzenie świata. Księga Rodzaju mówi, że tuż przed stworzeniem „ Duch Boży unosił się nad wodami”. Drugim wielkim wydarzeniem, w którym Duch Święty pełnił doniosłą rolę, było narodzenie Jezusa. Przypomnijmy sobie kochani, jak archanioł Gabriel odpowiedział na pytanie Maryi, kiedy zapytała się w jaki sposób to się stanie skoro nie zna męża. Otrzymała odpowiedź: „ Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię…”. Jak więc widzimy kochani, Duch Święty  uczestniczył w poczęciu Boga – Człowieka.

   Trzecie wielkie wydarzenie w którym Duch Święty pełnił doniosłą rolę, wydarzyło się w Wieczerniku w dniu Pięćdziesiątnicy, którego to pamiątkę dziś obchodzimy. Tak jak słyszeliśmy w czytanej dziś pierwszej lekcji z Dziejów Apostolskich; „ Nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieniu Duchem Świętym”. Zatem kochani Duch Święty pełnił również wielką rolę w narodzinach Kościoła. Rola Ducha Świętego w Bożym planie stworzenia i zbawienia nie ogranicza się  tylko do tych trzech wielkich wydarzeń. Ten sam Duch Święty uczestniczył również w naszym duchowym narodzeniu dla Boga i dla nieba, w chwili naszego chrztu św. Zostaliśmy bowiem ochrzczeni w imię Trójcy Świętej, to znaczy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. W jeszcze pełniejszy sposób dopełniający chrzest św. zstępuje Duch Święty w chwili kiedy przyjmowany jest sakrament bierzmowania. Wtedy Duch Święty napełnia każdego z nas bogactwem swoich darów. Czy jesteśmy Duchowi Świętemu wierni? Czy staramy się być poddani Jego natchnieniom? Jak często modlimy się do Ducha Świętego? Jak często przyzywamy Go w naszym życiu? Pamiętajmy kochani, że chociaż od momentu naszego bierzmowania upłynął już jakiś czas, to nie znaczy, że Duch Święty przyszedł do naszego serca a potem go opuścił i wszystko się skończyło. Pamiętajmy siostry i bracia, że Duch Święty nadal w nas mieszka i jest z nami zawsze i zawsze chce nam pomagać.

   Kochani, starajmy się być wierni Duchowi Świętemu. Starajmy się być poddani Jego natchnieniom. Starajmy się nieustanie przyzywać Go w naszym życiu. Bo chociaż jesteśmy słabi, to przy pomocy Ducha Świętego możemy stać się mocni. On pomnoży nasze siły, wystarczy tylko poddać się Jego twórczemu dziełu.

   Prośmy dziś gorąco Ducha Świętego, aby odnowić w nas bogactwo tych darów, które otrzymaliśmy  od Niego, modląc się słowami młodzieżowego hymnu:

Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. Oto dziś błagam Cię.

Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.

Przyjdź jako Mądrość do dzieci. Przyjdź jak ślepemu wzrok.

Przyjdź jako moc mej słabości. Weź wszystko co moje jest.

Przyjdź jako źródło pustyni. Mocą swą do naszych dusz.

O niech Twa moc uzdrowienia dotknie, uleczy mnie już.

                                                                                             AMEN                  

 

24 MAJA 2015

Niedziela Zesłania Ducha Świętego

Dz 2,1-11

1 Kor 12,3b-7.12-13

J 20,19-23

Wieczorem w dniu Zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku
i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.

31 MAJA 2015

Niedziela Trójcy Przenajświętszej

Pwt 4,32-34.39-40

Rz 8,14-17

Mt 28,16-20

Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

„ Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca  i Syna, i Ducha Świętego”  ( Mt 28,19 )

    W klasie maturalnej Liceum Ogólnokształcącego w Starym Sączu podczas lekcji religii jeden z uczniów poprosił księdza katechetę, aby o ile to możliwe, postarał się wytłumaczyć w przystępny dla nich sposób niezwykle trudną do zrozumienia prawdę wiary o Trójcy Świętej. Jak to jest możliwe, że jest jeden Bóg, ale w trzech osobach.

   Ksiądz zastanowił się przez chwilę,  a potem wskazując na promienie słoneczne wpadające do klasy przez okno rozpoczął swoje pouczenie: te promienie, które widzimy, wysyłane są przez słońce, Ciepło, które czujemy pochodzi od obu, od słońca i od promieni. Podobnie jest z Trójcą Świętą. Wyobraźmy sobie – kontynuował dalej ksiądz – że słońce to Bóg Ojciec. Bóg Ojciec wysyła swoje promienie, Syna Bożego. Wreszcie od obu, od słońca i jego promieni, czyli od Boga Ojca i Jego Syna, pochodzi ciepło – Duch Święty.

   Kochani siostry i bracia! Kiedy gromadzimy się dziś w świątyni, aby oddać cześć i chwałę Trójcy Świętej, musimy najpierw stwierdzić, że prawda o Trójcy Świętej jest wielką Tajemnicą wiary. Tajemnicą, której my zwykli śmiertelnicy nigdy do końca nie zdołamy pojąć ani zrozumieć. Natomiast starajmy się kochani z całego serca i z całej duszy wierzyć w tę prawdę i przyjmować ją ze względu na Chrystusa, który o Trójcy Świętej nas pouczał.  Najbardziej znanymi słowami Jezusa o Trójcy Świętej są słowa, które wypowiedział do swoich uczniów tuż przed wniebowstąpieniem a które usłyszeliśmy w dzisiejszym fragmencie Ewangelii wg św. Mateusza : „ Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Oj1ca i Syna i Ducha Świętego”. Najbardziej zaś znanym objawieniem się nam Trójcy Świętej jest to, które opisał św. Łukasz w scenie chrztu Pana Jezusa w rzece Jordan. Oto ten fragment: „ Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty stąpił na Niego w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos:

<< Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie>>.

   Chociaż kochani, prawda o Trójcy Świętej jest dla nas ludzi niezwykle trudna do zrozumienia, tym nie mniej zawsze możemy szukać pewnych skojarzeń i porównań, które pomogą nam te prawdę choć w części zrozumieć.

  Osobiście uważam kochani, iż porównanie Trójcy Świętej do słońca, użyte  na wstępie przez księdza katechetę, jest niezwykle trafne i posiada wiele podobieństw. Tak jak słońce jest źródłem fizycznego dobra, tak Trójca Święta jest źródłem Bożego życia w nas. Jak słońce daje energię i siłę, tak również Trójca Święta daje nam ludziom wewnętrzną siłę i moc. Słońce daje światło, natomiast Trójca Świętą oświetla serca i umysły ludzkie. Słońce jest źródłem ciepła natomiast Trójca Święta rozlewa w naszych sercach duchowe ciepło, którym jest miłość do Boga i do ludzi. Słońce leczy choroby ciała natomiast Trójca Święta leczy choroby duszy, pozwala podnosić się nam z codziennych duchowych upadków. Słońce rozwesela i rozświetla mroki i ciemniści świata a Trójca Święta rozwesela nasze serca i rozświetla mroki naszego życia.

    To w imię Trójcy Świętej zostaliśmy kochani ochrzczeni. Pierwszą modlitwą, jakiej nas nauczono, a czynili to zazwyczaj nasi rodzice, była modlitwa ku czci Trójcy Świętej. Wymawiamy ją, czyniąc znak krzyża: „ W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” Trójca Święta towarzyszy nam kochani siostry i bracia nieustannie we wszystkich okolicznościach naszego życia. Również nasze wieczne szczęście w niebie polegać będzie na uczestnictwie w życiu Trójcy Świętej.

     Niech wielkim przykładem na to jak pięknie można kochani łączyć nasze codzienne życie z życiem w Trójcy Świętej  będzie zwierzenie pewnego starego bacy, którego spotkałem jeszcze jako młody kleryk podczas letniej wycieczki do Morskiego Oka. Otóż wyznał mi tak: „ Gdy wieczorem po ciężkim pracowitym dniu zanim położę się spać, podczas modlitwy zastanawiam się najpierw nad tym, co dobrego udało mi się w ciągu tego dnia zrobić i rozmawiam o tym z Bogiem Ojcem, dziękuje Mu za to. Następnie zastanawiam się przez chwilę i przypominam sobie o tym co było złe i co mi się nie udało w ciągu tego dnia. Mówię o tym z Chrystusem i przepraszam Go za to. Wreszcie pod koniec swojej modlitwy staram się wybiegać myślami do tego, co czeka mnie w następnym dniu. Rozmawiam o tym z Duchem Świętym i proszę Go o mądrość i siły do przeżycia tego co mnie czeka, w sposób w jaki się Bogu podoba”.

   Jak więc widzimy kochani, modląc się w ten sposób, ten głęboko wierzący góral nie tylko robi sobie codziennie rachunek sumienia, ale również łączy swoje codzienne życie z życiem Trójcy Świętej.

   Kochani siostry i bracia, wykorzystajmy więc  dzisiejszą uroczystość, aby jeszcze bardziej zacisnąć nasze więzi z Trójcą Świętą. Uwielbiajmy Boga i dziękujmy Mu w Trójcy Świętej Jedynemu za wszystkie łaski i dary, które od Niego otrzymaliśmy. Dziękujmy wraz z Urszulą Będzieszak w intencji, której sprawujemy dzisiejszą Msze św., jej córką Emilią i całą jej rodziną za udaną  operację i szczęśliwy powrót do zdrowia.

   Naszą cześć, uwielbienie i dziękczynienie dla Trójcy Świętej wyraźmy także kończąc to dzisiejsze rozważanie słowami:

           CHWAŁA OJCU I SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU, JAK BYŁO NA       POCZĄTKU, TERAZ I ZAWSZE I NA WIEKI WIEKÓW. AMEN!  

                                                                                                 Amen

4 CZERWCA 2015

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa

Wj 24,3-8

Hbr 9,11-15

Mk 14,12-16.22-26

W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: Gdzie chcesz, abyśmy poszli poczynić przygotowania, żebyś mógł spożyć Paschę? I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: Idźcie do miasta, a spotka się z wami człowiek, niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiecie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas. Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, gdzie znaleźli, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę. A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: Bierzcie, to jest Ciało moje. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym. Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej.

UROCZYSTOŚĆ NAJŚWIĘTSZEGO CIAŁA I KRWI CHRYSTUSA

Sław, języku, tajemnicę Ciała i najdroższej Krwi,

którą, jako łask krynicę, wylał w czasie ziemskich dni

Ten, co Matkę miał Dziewicę, Król narodów, godzien czci.

Tajemnica Ciała i Najdroższej Krwi Chrystusa, opiewana przez przytoczony wyżej we fragmencie hymn liturgiczny autorstwa św. Tomasza z Akwinu, stanowi centrum naszego przeżywania i celebrowania dzisiejszej uroczystości. Jest to tajemnica Najświętszego Sakramentu, Sakramentu podyktowanej miłością Obecności Emmanuela - Boga z nami.

Skierowane do nas kochani przed chwilą słowo Boże ukazuje tę tajemnicę jako misterium udzielania, przekazu życia pochodzącego od Boga. Nie tylko powołał On na początku, jako Stworzyciel, wszystko do istnienia. Następnie zechciał także, jako Wybawiciel, związać się przymierzem z wybranym przez siebie ludem, czyniąc się za niego odpowiedzialnym. Wreszcie, dla zwieńczenia swego zbawczego dzieła, zapragnął, jako miłosierny Ojciec, dać człowiekowi udział w swoim własnym życiu, tym życiem z nim się podzielić.

Owo samo udzielanie się Boga człowiekowi osiąga swoją pełnię i swój szczyt w przychodzącym do nas Jego Synu, Jezusie Chrystusie. Podczas sprawowanej wraz ze swymi uczniami ostatniej wieczerzy ustanowił On sakrament Eucharystii, by móc odtąd aż po kres czasów karmić złaknionych i poić spragnionych sobą samym, czyniąc z siebie duchowy Pokarm i Napój dla nich.

W Jezusowym dziele Odkupienia, w nawiązaniu do tradycji starotestamentalnej, szczególnej wymowy i znaczenia nabiera Jego Krew, której On sam przypisał zupełnie wyjątkową rolę. Zawarte w wieczerniku w przeddzień swej męki przymierze wieczne nazwał On „Nowym Przymierzem w Jego Krwi” (Łk 22,20). Dopełniło się ono jak wiemy kochani dnia następnego przez przelanie Krwi Zbawiciela w ofierze Krzyża.

U zarania dziejów dawnego ludu Bożego, podobnie jak u początku historii ludu nowego, znajdujemy kochani siostry i bracia akt zawarcia przymierza, przymierza któremu towarzyszy przelanie krwi. Zanim Chrystus przez ofiarę z własnej Krwi ustanowi Nowe i Wieczne Przymierze, a wraz z nim swój Kościół, przez przymierze zawarte na Górze Synaj rodzi się lud wybrany Izraela.

W pierwszym czytaniu, które ukazuje nam dziś zawarcie przymierza na Synaju, krwią pieczętującą to przymierze jest krew złożonych na ofiarę cielców. Mojżesz wlewa połowę tej krwi do czar, drugą natomiast połową kropi ołtarz zbudowany u stóp góry. Ołtarz ten symbolizuje Boga i jest znakiem Jego obecności. Z kolei dwanaście stel ustawionych przy ołtarzu to symbol całego narodu Izraela, składającego się z dwunastu pokoleń.

Do zawarcia przymierza absolutnie nieodzowna jest akceptacja jego warunków przekazanych przez Boga Mojżeszowi. Dlatego najpierw musi on przeczytać ludowi zapis tych warunków, określony jako Księga Przymierza. Dopiero po jednogłośnej deklaracji posłuszeństwa ze strony ludu, Mojżesz sięga po krew wlaną wcześniej do czar, by dopełniając aktu zawarcia przymierza pokropić nią lud ze słowami: „Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów” (Wj 24,8).

Zgodnie z nauką Starego Testamentu, krew jest siedliskiem i symbolem życia. A ponieważ Źródłem i Dawcą życia jest wyłącznie Bóg, dlatego człowiekowi „nie wolno [...] jeść mięsa z krwią życia” (Rdz 9,4), bo oznaczałoby to z jego strony jakby zawłaszczenie samego życia. Można natomiast ofiarować krew żertwy na ołtarzu, niejako oddając w ten sposób Bogu pochodzące od Niego życie. Patrząc z takiej perspektywy, pokropienie ludu przez Mojżesza tą samą krwią ofiar, która wcześniej posłużyła do skropienia ołtarza, oznacza zatem symboliczne dzielenie się przez Jahwe życiem ze swoim ludem. Oznacza zarazem Jego, także symboliczne, „pokrewieństwo” z narodem. Trudno wszakże nie zauważyć, iż jest to „pokrewieństwo” i dzielenie się życiem mało bezpośrednie, bo zapośredniczone przez krew zwierząt ofiarnych. Wszelkiego rodzaju zapośredniczenie zostanie jednak radykalnie usunięte w Nowym Przymierzu za sprawą jego doskonałego Pośrednika - wcielonego Syna Bożego.

Zauważmy kochani, iż, Jezus, podczas Ostatniej Wieczerzy wypowiada słowa po części bardzo podobne do słów Mojżesza spod góry Synaj. W obu wypadkach są to słowa deklaracji dotyczącej krwi. Jednak w Jezusowych słowach kryje się treść nieskończenie przewyższająca znaczenie słów Mojżesza. Ten ostatni obwieszczając ludowi: „Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami...”, w rzeczywistości wyraża jedynie następującą treść: „Oto krew zwierząt ofiarnych, które towarzyszą zawarciu przymierza”.

Tymczasem siostry i bracia Jezus, ustanawiając Eucharystię podczas ostatniej wieczerzy, wskazuje dobitnie na własną krew: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana”. Przymierze Nowe zawarte zostaje już nie przez przelanie krwi zwierząt ofiarnych, lecz Krwi Boga-Człowieka, Syna Bożego, który przyjął naszą ludzką naturę. Wziąwszy uprzednio chleb, łamie go i daje uczniom ze słowami: „Bierzcie, to jest Ciało moje”. Czyni w ten sposób swe Ciało i swoją Krew życiodajnym, ożywiającym pokarmem i napojem dla wszystkich złaknionych i spragnionych „życia w obfitości”. W rezultacie sprawia, że w żyłach wierzących w Niego zaczyna płynąć Jego własna krew, ilekroć ją spożywają.

W zakończeniu drugiego czytania, które dziś wśród nas rozbrzmiewa, Apostoł Narodów św. Paweł stwierdza, że Chrystus „jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy”.

W okresie obowiązywania „pierwszego przymierza”, czyli w Starym Testamencie, Bóg zastrzegł sobie wyłączne prawo do krwi jako ekwiwalentu życia. Przelana krew zwierząt zabitych przez człowieka mogła być złożona jedynie jako ofiara dla Dawcy Życia, jak czytamy w Księdze Kapłańskiej: „Bo życie ciała jest we krwi, a Ja dopuściłem ją dla was tylko na ołtarzu, aby dokonywała przebłagania za wasze życie, ponieważ krew jest przebłaganiem za życie”. Jeśli natomiast zwierzęta były zabijane dla zdobycia pokarmu, ich krew należało wylać na ziemię, pozwalając aby w nią wsiąknęła. Z normami tymi łączył się kategoryczny zakaz: „Wystrzegaj się spożywania krwi, bo we krwi jest życie, i nie będziesz spożywał życia razem z ciałem” (Pwt 12,23).

Patrząc z perspektywy tak surowego zakazu, trudno nie doznać wewnętrznego, duchowego wstrząsu na dźwięk Jezusowych słów, wypowiedzianych w wieczerniku nad kielichem: „Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26,27-28). Oto bowiem okazuje się, że w Nowym Przymierzu obowiązuje, wbrew dotychczasowej tradycji, bezwzględny nakaz spożywania krwi! Co więcej, o zawrót głowy może przyprawić fakt, iż jest to krew już nie zwierząt, lecz ludzka krew wcielonego Syna Bożego - choć spożywana w postaci sakramentalnej. W powiązaniu z tak radykalną zmianą, tym bardziej uderzające jest, że podczas gdy Stary Testament absolutnie zakazywał: „Nie będziesz spożywał życia (czyli krwi) razem z ciałem” (Pwt 12,23), Jezus w wieczerniku poprzedza przeciwstawny nakaz spożywania Jego Krwi poleceniem: „Bierzcie, to jest Ciało moje” (Mk 14,22).

W Ciele i Krwi Zbawiciela kryje się Jego życie. Wydając swoje Ciało na straszliwą mękę i przelewając swoją Krew na krzyżu, ofiarował On swoje życie za nas. Z kolei dając nam swoje Ciało i swoją Krew jako sakramentalny pokarm i napój, w Eucharystii oferuje własne życie dla nas.

Ofiarując za nas i dla nas swe życie, Chrystus zarazem gorąco pragnie udzielać go nam nieustannie. Ciągle dzielić się z nami tym życiem, które sam posiada. Dlatego w wieczerniku wypowiada nakaz, w którym można jednocześnie dosłyszeć niemilknącą prośbę, ustawiczne błaganie o nasze sakramentalne spożywanie Jego Ciała i Krwi.

W Starym Testamencie warunkiem zawarcia przymierza synajskiego było posłuszeństwo narodu wybranego „wszystkim słowom, jakie powiedział Pan” (Wj 24,3). W Nowym Przymierzu, zawartym we Krwi Chrystusa, nasze posłuszeństwo Jego nakazowi z ostatniej wieczerzy staje się warunkiem naszego dostępu do Daru Bożego Życia. Właśnie posłuszeństwo, które kosztuje w wymiarze ducha, które czasem potrafi kosztować wiele wewnętrznej walki i duchowych zmagań z samym sobą, otwiera dopływ Chrystusowego Życia do człowieka zagrożonego duchową śmiercią. Do każdego z nas. Posłuszeństwo umożliwiające „transfuzję” Bożego życia od Niego - Dawcy ku nam - biorcom.

Postawmy sobie zatem dziś, w Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, zasadnicze pytanie: Jaką cenę jesteśmy gotowi zapłacić w odpowiedzi na łaskę życia Jego życiem? Czy także cenę codziennej troski o czystość serca; troski połączonej z wysiłkiem tak częstego korzystania z sakramentu pokuty i pojednania, jakie jest potrzebne, by móc trwać w przyjaźni, w komunii z Nim nieustannie?

Pytanie to, a raczej udzielona na nie odpowiedź, to kwestia naszego Życia lub śmierci. Amen.

 

7 CZERWCA 2015

X niedziela zwykła

Rdz 3, 9-15

2 Kor 4, 13-5, 1

Mk 3, 20-35

Potem przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: Odszedł od zmysłów. Natomiast uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy. Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać lecz koniec z nim. Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi. Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego. Mówili bowiem: Ma ducha nieczystego. Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją matką i /którzy/ są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

„ Kto  by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego” / Mk 3, 29/

   Kochani siostry i bracia. Analizując treść tekstów liturgii słowa przeznaczonych na X Niedzielę Zwykłą wpadł mi do głowy pomysł aby przytoczyć wam malutki  ale jakże wielce znaczący fragment z życia wielkiego myśliciela i teologa Tomasza Mertona, które to zdarzenie zapisał w swojej autobiograficznej książce pod tytułem  „ Siedmiopiętrowa góra”. A mianowicie kochani chodzi mi o jego chrzest święty, który przyjął już jako dorosły mężczyzna. A więc wszystkie kwestie związane z rytuałem chrzcielnym rozumiał i sam odpowiadał. Jak wiadomo, w każdym obrzędzie chrzcielnym jest uroczysta i wstrząsająca chwila wyrzeczenia się szatana i uwolnienia się od niego. Merton pisze: „ Trzykrotną obietnicą wyrzekłem się szatana i wszelkiej pychy jego i wszystkich spraw jego. Po wyznaniu wiary w Boga Ojca Wszechmogącego i Jezusa Chrystusa Syna Jego Jedynego oraz Ducha Świętego, Święty Kościół Powszechny, Świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny, kapłan położył mi ręce na głowę, odmówił modlitwy, tchną w moją twarz i rzekł: - Wyjdź z niego, duchu nieczysty, a zrób miejsce  Duchowi Świętemu Pocieszycielowi. To był egzorcyzm. Nie widziałem wychodzących złych duchów, ale musiało być ich więcej niż siedem”.

    Kochani. Moment wyrzeczenia się złego ducha ekscytował nie tylko Mertona. Ekscytuje również współczesnych nam ludzi, a może nawet nie jednego z nas. Bardzo chętnie sięgamy do książek o zniewoleniach przez złe duchy i uwolnienia od nich poprzez  egzorcyzmy, chętnie oglądane są filmy takie jak „ Egzorcysta” czy „ Omen” lub jeszcze bardziej współczesne. Także i ludzi współczesnych naszemu Zbawicielowi ekscytowało to jak wielką władzę miał On nad złymi duchami. Jak opisuje Ewangelista we fragmencie dziś przytoczonym, tłumy ludzi były świadkami tych nadzwyczajnych wydarzeń. Budziło to zazdrość i zawiść niechętnych Jezusowi faryzeuszy. Jak słyszeliśmy, posunęli się aż do tego, że zaczęli buntować ludzi rozsiewając pogłoski jakoby to Jezus miał kontakty z szatanem. Mówili: „ Ma Belzebuba i przez władzą złych duchów wyrzuca złe duchy”.

   Było to oczywiście bluźnierstwo  i nie trzeba być zbyt błyskotliwym, żeby zauważyć, iż takie stwierdzenie faryzeuszy jest sprzeczne same w sobie. Pomyślmy sami kochani. Jeżeli bowiem nasz Mistrz wyrzucał złe duchy z ludzi, to jak mógł być w kontakcie z szatanem? Jest to sprzeczne ze zwykłymi prawami logiki. Oskarżenie rzucone przez faryzeuszy w stronę Jezusa było najgorszym oszczerstwem, do jakiego mogli się posunąć. On, który przyszedł wyzwolić nas od szatana; On, który jest samą świętością – Bogiem, został tak oskarżony! Tylko przewrotność podsycana przez szatana mogła podsunąć faryzeuszom takie słowa. Dlatego też wypowiada Chrystus pod ich adresem słowa gorzkiej prawdy: „ Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. 

   Posądzając Chrystusa o kontakty z szatanem, faryzeusze weszli na drogę grzechów przeciwko Duchowi Świętemu. W tym konkretnym przypadku ich grzech przeciwko Duchowi Świętemu polegał na tym, że odrzucili od siebie wyciągniętą ku nim miłosierną rękę Boga. Nienawiść do Jezusa   tak ich zaślepiła i uczyniła upartymi, że nie zależało im na Jego przebaczeniu. Przypisując Jezusowi konszachty z szatanem i odrzucając ofiarowaną im przez Niego łaskę przebaczenia, sami wydali na siebie wyrok skazujący.

   Kochani siostry i bracia. Historia zatwardziałych i upartych faryzeuszy powinna być dla nas ostrzeżeniem. Również do nas Bóg nieustannie wyciąga swą miłosierną dłoń, ofiarując nam łaskę za łaską. Dowodem na to niech będzie to, że regularnie spotykamy się tu w tej naszej skromnej świątyni i możemy uczestniczyć w liturgii oraz słuchać co mówi do nas Chrystus, że możemy posilać się Ciałem i Krwią Jego; że możemy nieustannie liczyć na Boże miłosierdzie i przebaczenie. To są tylko niektóre spośród niezliczonych łask ofiarowanych nam nieustannie przez Boga. Umiejmy zatem kochani należycie z nich korzystać i nie odtrącać od siebie miłosiernej ręki Boga.

   Za czynione dobro: uzdrawianie chorych ludzi, uwalnianie od złych duchów, faryzeusze odpłacili naszemu Mistrzowi złem. Jest to niestety kochani bardzo bolesne doświadczenie, gdy ktoś odpłaca nam złem za wyświadczone im dobro. Możemy tu wyliczać niezliczone przykłady takiej postawy nawet z naszego podwórka. Ale zostawmy to ocenie Miłosierdziu Bożemu jak przystało na członków wspólnoty Miłosierdzia Bożego i starajmy się nieustannie dobrem odpłacać za wszystko czego doświadczymy od bliźnich. Umiejmy się odwdzięczać za wszelkie dobro nam uczynione a przynajmniej starajmy się często modlić za naszych dobrodziejów.

   Musimy sobie sami kochani uświadomić i głośno upominać innych, że odpłacanie złem za dobro jest niczym innym, jak budowaniem królestwa szatana tu na ziemi. Jest pomnażaniem zła. A każdy kto odpłaca złem za dobro jest nikim innym jak tylko sługą szatana.  A przecież moi drodzy, Chrystus nie powołał nas do szerzenia królestwa szatana. Przeciwnie, siostry i bracia, każdego z nas Chrystus powołał do budowania Królestwa Bożego: Królestwa prawdy, Królestwa sprawiedliwości, Królestwa miłości i pokoju. Przecież kochani modląc się codziennie wypraszamy  przyjścia tego Królestwa wypowiadając w modlitwie, której nauczył nas nasz Zbawiciel, słowa: „ Przyjdź Królestwo Twoje”.

   Pan Jezus zainaugurował to Boże Królestwo ponad dwa tysiące lat temu. Ono ciągle rozwija się, rośnie i przynosi owoc w postaci dobra w sercach ludzkich. Ile razy kochani czynimy dobro, czy żyjemy tak jak uczył nas Chrystus, miłując Boga i naszych bliźnich, tyle razy dokładamy swoją własną cegiełkę do tej wielkiej budowli, którą jest Królestwo Boże w sercach ludzi.

   Chrystusa, który jest z nami w każdej chwili naszego życia i który jest obecny tu z nami podczas każdej Eucharystii i patrzy na nas z miłością, prośmy gorąco, aby łaską swoją dopomógł nam w osiągnięciu tej bardzo trudnej sztuki rozsiewania dobra i miłości a ta Chrystusowa pomoc  szczególnie jest nam potrzebna teraz, w tych czasach, w których przyszło nam żyć, w czasach kiedy szatan coraz odważniej podnosi łeb czyhając kogo pożreć.

       Módlmy się kochani gorąco:

Panie Jezu, pomagaj nam stawać zawsze w obronie dobra. Daj nam odwagę oraz męstwo w tedy, gdy ogarnia nas pokusa milczenia w obliczu zła. Pomóż nam zawsze zło piętnować i nazywać po imieniu. Daj, abyśmy zawsze nosili w sercu Twoją obietnicę: „ Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”. AMEN

28 CZERWCA 2015

XIII niedziela zwykła

Mdr 1,13-15; 2,23-24

2 Kor 8,7.9.13-15

Mk 5,21-43

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: Kto się dotknął mojego płaszcza? Odpowiedzieli Mu uczniowie: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

                                    „ Nie bój się, tylko wierz”

    Jasiek miał dwadzieścia lat , gdy zapragnął przeżyć przygodę swojego życia. Wcześniej często oglądał filmy o wojnie w Wietnamie, Korei o takich fikcyjnych wykreowanych przez ludzką wyobraźnię i głupotę bohaterach jak np. Rambo. Więc jako najemnik zgłosił się do jednego z oddziałów uwikłanych w konflikt zbrojny na Bałkanach.

   Pod koniec swojego kontraktu, gdy liczył już zarobioną forsę wysłano go na patrol. I właśnie w trakcie tego patrolu wybuchł obok Jaśka granat. Odłamek granatu uderza go w głowę a konkretnie w nasadę nosa. Traci wzrok, przez otwór w głowie widać było mózg. Zrozpaczona matka dowiedziawszy się co się stało uczyniła wszystko żeby być przy synu w szpitalu wojskowym. Gorąco modliła się aby Bóg Miłosierny ocalił życie jej jedynemu synowi. Czuwa z różańcem w ręku przy ciężko rannym synu. Po kilku dniach lekarze stwierdzają, iż mózg cofnął się  w głąb czaszki, otwór pomiędzy oczami pokrywa błona a sam chłopak odzyskuje przytomność lecz nie odzyskał wzroku.

   Po powrocie do domu matka dowiedziała się, że w Stanach Zjednoczonych robi się operacje, które przywracają wzrok. Trzeba tylko, aby nerwy były nie uszkodzone i trzeba mieć gałkę oczną od człowieka żyjącego, albo od człowieka zdrowego, który zginął w wypadku. Matka Jaśka pisze list do profesora i prosi o operację dla 21-letniego syna. W liście pisze: „ O samo oko proszę się nie martwić, bo Pan Profesor wyjmie moje i przeszczepi synowi, aby choć trochę mógł oglądać świat Boży”.

   Dzisiejsza Ewangelia opowiada kochani o podobnym wydarzeniu. Oto przychodzi do Chrystusa przełożony synagogi, Jair. Pada u stóp Jezusa i prosi Go usilnie: „ Moja córka dogorywa, przyjdź i połóż na nią rękę, aby ocalała i żyła”. Kiedy Jezus zdążał do domu Jaira, aby pomóc jego umierającej córce, przybył któryś ze sług Jaira i oznajmił: „ Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?”. Natychmiast oczy Jaira napełniły się łzami a serce wielkim smutkiem. Lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Chrystus odwrócił się do niego i rzekł: „ Nie bój się, tylko wierz”.

„ Nie bój się, tylko wierz”. – Proste słowa, prawda kochani? Proste, ale jakże trudne do wypełnienia. Życie codzienne nie szczędzi nam siostry i bracia cierpień, kłopotów, nieszczęść. Prawie każdego z nas obecnych tutaj w kościele dręczy jakaś troska, która mąci spokój naszego serca. Prawie każdy z nas ma jakiś krzyż, pod którego ciężarem się ugina. Może tak jak ta dzielna matka z przytoczonej na wstępie historii, jak ten przełożony synagogi Jair, boimy się o kogoś z naszych najbliższych, kto jest poważnie chory i grozi mu śmierć. Może sami nie czujemy się dobrze i boimy się własne o zdrowie. Może jest to ciężki krzyż kłótni , nieporozumień rodzinnych, pijaństwa kogoś nam bliskiego, utraty pracy, obawy przed nieznaną przyszłością.

   Tak jak niełatwo było wierzyć Jairowi, że jego córka zostanie przywrócona do życia po słowach, które usłyszał od sługi: „ Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?”. Jak nie łatwo było kochani dzielnej matce uwierzyć i ufać, że jej syn może powrócić do zdrowia, pomimo tego, że lekarze nie dawali mu żadnej  szansy. Tak nie jest  łatwo wierzyć i ufać nam kochani, wtedy gdy przygniata nas ciężar kłopotów, cierpień, krzyża.

   Tym niemniej  siostry i bracia szczególnie wtedy powinniśmy bardzo mocno ufać Bogu i mocno wierzyć . Właśnie wtedy nasza wiara powinna nam podpowiadać, że Bóg jest naszym Ojcem i że dla Niego wszystko jest możliwe. On nie tylko dał nam życie, ale także nieustannie to życie cudownie w nas podtrzymuje. W każdym uderzeniu naszego serca możemy usłyszeć Jego pełne miłości słowa: „ Kocham, kocham, kocham…”. Właśnie wtedy powinniśmy  kochani wierzyć i ufać, że kochający nas i wszystko mogący Bóg, może w każdej chwili uwolnić nas od naszych krzyży i cierpień, albo udzielić nam siły do ich zniesienia.

   Kiedy pod wpływem cierpień, nieszczęść i kłopotów przychodzi do nas pokusa, aby się poddać i zrezygnować z dalszej walki, wtedy powinniśmy upaść przed Chrystusem na kolana i prosić Go o łaskę wiary, tak jak prosił Jair o uratowanie życia jego córki, tak jak prosiła matka ciężko rannego syna. „ Panie ratuj moją wiarę, bo moja wiara dogorywa”.

   Powinniśmy siostry i bracia ilekroć jesteśmy tu w świątyni upadać przed Chrystusem w tabernakulum i prosić o łaskę zaufania i zawierzenia, że Bóg jest naszym Ojcem, że zawsze chce naszego dobra i naszego szczęścia i że kocha nas bardziej, niż my kochamy samych siebie.

   Dziękując dziś kochani Chrystusowi za Jego mądrość i miłość ku nam, jednocześnie módlmy się pięknymi i pełnymi zawierzenia słowami św. Pawła Apostoła Narodów z listu do Rzymian:

„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk, czy prześladowania, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? /…/ I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakie inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”. AMEN     
 

 

  

5 LIPCA 2015

XIV niedziela zwykła

Ez 2,2-5

2 Kor 12,7-10

Mk 6,1-6

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Rozważania na XIV niedzielę zwykłą (poprawka)   „ Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. ( Mk 6,4)    Rozwijając kochani powyższe zdanie wypowiedziane przez Chrystusa można by było mnożyć wiele przykładów. Skoro sam Zbawiciel został w ten sposób potraktowany przez swoich krewnych to czego mogą się spodziewać Jego uczniowie? Mówię tu kochani o uczniach nie o przebierańcach bo czas ogólnoświatowego karnawału już dawno miną a nadszedł czas aby opowiedzieć się za Chrystusem lub przeciw. Wyznawać jawnie Jego naukę czy przekręcać Jego słowa dostosowując je do własnych poczynań. Albo mamy oczy szeroko otwarte i widzimy zło, które trzeba nazywać po imieniu i je piętnować. Widzimy biednych i potrzebujących i im pomagamy albo stańmy się ślepymi i udawajmy dalej, że wszystko jest o.k.    Na rynku księgarskim można znaleźć ciekawą powieść pod tytułem „ Kraina niewidomych”. Autor tej powieści opisuje  przeżycia pewnego  podróżnika z Europy, który podczas nawałnicy zagubił się w dorzeczu Amazonki. Znalazł się on w buszu wśród tubylców i jak się okazało wszyscy mieszkańcy tej wioski byli ślepi. Nadto uważali, że jest to normalne – a to co słyszą od dziwnego przybysza o widzeniu świata, kolorów, słońca, nieba, innych ludzi przekraczało ich wyobraźnie. Nie potrafili tego pojąć i uważali, że jest to nienormalne.   Uznawszy go za „ szalonego” postanowili  oślepić aby uczynić go takim jakimi oni byli bo to uważali za normalne.       Fragment Ewangelii przeznaczony na XIV Niedzielę Zwykłą mówi, że Pan Jezus doświadczył podobnego niezrozumienia i odrzucenia od swoich współziomków, mieszkańców Nazaretu. Słyszeli oni z wielu stron o sławie Chrystusa, o Jego nauce i cudach; byli świadkami Jego świętego życia, a jednak  „powątpiewali o Nim”. Pytali ze zdziwieniem a zapewne i z ironią: „ Skąd On to ma? I co za mądrość, która jest Mu dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Marii…”.   Nie mogło się kochani mieszkańcom Nazaretu pomieścić w głowach, że ktoś do nich podobny, ktoś kto wyszedł z ich grona, ktoś kto żył i z nimi pracował, może być takim nadzwyczajnym.   Pełna niewiary i zawiści postawa współziomków rozczarowała i zasmuciła Jezusa. Dlatego wypowiedział do nich słowa pełne żalu i goryczy: „ Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”.  I jak opisuje nam św. Marek Ewangelista; z powodu ich niedowiarstwa „ nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich”.   Popatrzmy się kochani na proroków Starego Testamentu. Ilu z nich doświadczyło niezrozumienia i odrzucenia przez ludzi, do których Bóg ich posłał. Wymownym przykładem niech tu będzie prorok Ezechiel, o którym mówi pierwsza lekcja z liturgii słowa przeznaczonej na tę niedzielę. Bóg powiedział do niego: „ Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwili… . To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach…”.   Historia odrzucenia ludzi, których Bóg posyła, powtarza się nieustanie. Nas również kochani Bóg posłał na ten świat do ludzi, do tych konkretnych ludzi z podobną misją jak misja proroka Ezechiela. My także mamy obowiązek przypominać ludziom o Bogu, o Bożym prawie i o tym, że powinni szanować ustanowiony przez Boga porządek. Porządek ustanowiony przez Boga nie przez ludzi. I dziś kochani nie brakuje ludzi o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach, więc powinniśmy być przygotowani na to, że tak jak Chrystus i prorocy ze Starego Testamentu, zostaniemy  niezrozumieni, znienawidzeni i odrzuceni. A gdy tak się stanie, to miejmy wtedy w pamięci słowa Chrystusa Pana zapisane przez św. Jana Apostoła: „ Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jak swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi”.   Na pewno niejednokrotnie doświadczyliśmy już w naszym życiu takiego nierozumienia i odrzucenia. Weźmy na przykład, któregoś z uczniów gimnazjum czy szkoły średniej i zapytajmy się dlaczego ma słabe oceny a mógłby mieć lepsze dlaczego jest przykry dla najbliższych, dlaczego jest wulgarny, dlaczego jesteś okrutny? To wtedy kochani usłyszymy jakimi wartościami się kierują Bożymi czy tego świata.   Zapytajmy się matki, jak traktuje ją własna córka. Zapytajmy się ojca jak traktuje go syn, gdy wymaga się od dzieci szacunku czci i posłuszeństwa.  A jak traktują nas ludzie, gdy stajemy w obronie praw Boskich,  niepopularnych we współczesnym świecie kierowanym dosłownie przez sługusów szatana?   „ Jeśli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować”, powiedział Jezus. Jeśli Jego prześladowali i odrzucili, to nie powinniśmy być zaskoczeni, jeśli  obmawiają, ośmieszają, prześladują i odrzucają również i nas, Jego wyznawców i naśladowców. Dlatego bądźmy czujni i przygotowani. I kiedy ludzie nawet nam najbliżsi, ci którym pomagaliśmy, przygarnialiśmy, dawaliśmy swoje serce i nie tylko odrzucą nas z tego powodu, że głosimy prawo Boże a odrzucamy to co z tego świata i szatańskie, nie traćmy wtedy serca, nie przestawajmy kochać, nie poddawajmy się zwątpieniu i rezygnacji, nie wpadajmy w gniew i rozgoryczenie, nie myślmy o rewanżu. Naśladujmy Chrystusa, który nigdy się nie poddawał i nigdy nie przestał kochać.   Zakończmy kochani nasze dzisiejsze rozważanie prosząc Chrystusa:   Chryste, obdarz nas swoją miłością, ponieważ czasami ludzie odrzucają nas – wtedy rodzi się w nas pokusa, aby ich zacząć nienawidzić.     Chryste, obdarz nas swoją siłą, ponieważ czasami sytuacje w naszym życiu stają się bardzo trudne i rodzi się w nas pokusa, aby się poddać i ze wszystkiego zrezygnować.   Chryste, udziel nam swego przebaczenia, ponieważ czynimy czasami to, czego nie powinniśmy i wtedy potrzebujemy Twojego uleczenia. AMEN

Pierwsza Niedziela miesiąca lipca

Spowiedź św. ogólna przed Najświętszym Sakramentem

 

                                RACHUNEK SUMIENIA

Dzisiaj Chrystus jest lekceważony i odrzucany przez wielu ludzi! Serce współczesnego człowieka zatwardziało w samouwielbieniu i samozadowoleniu. Człowiek mocno uwierzył w siebie; tak bardzo zaufał swoim możliwościom i swojemu rozumowi, że Bóg jest mu już niepotrzebny, że Jezus mu przeszkadza. Człowiek współczesny tak bardzo zapatrzył się w siebie i swoje możliwości, że odważa się poprawiać samego Stwórcę i zarzucać Mu błędy.

Współczesny człowiek nie chce słuchać o swoich słabościach, nie chce, aby mu przypominano jego ułomności i niedoskonałości, nie chce mieć nad sobą żadnego mistrza i Boga, bo czuje się zniewolony, zapominając, że to właśnie on sam się najbardziej zniewala: ułudą wolności i anarchią samowoli. Być może dlatego i w naszych czasach tak trudno jest Jezusowi zdziałać jakikolwiek cud – bo Mu nie wierzymy, bo powątpiewamy o Jego boskości. Dzisiejszy człowiek za bardzo zaufał sobie samemu i w swojej zarozumiałości odrzucił i nadal odrzuca Jezusa, i sam szuka zbawienia w rozkoszach, w szaleńczym zaspokajaniu swoich wydumanych potrzeb, w rozrywce, w seksie, w dobrach materialnych. Człowiek przygotował w swojej pysze swój mały ludzki raj, który stał się dla niego piekłem.

Człowiek w swej zarozumiałości odrzucił Jezusa, odrzucił z pogardą i lekceważeniem Tego, który przyszedł dla zbawienia człowieka.

Mój drogi! Spójrz na swoje słabości i uznaj, że to Jezus jest ostatecznym wzorcem człowieka i Zbawicielem. Uznaj swoją małość i ułomność, swoją grzeszność, abyś mógł doświadczyć niezwykłego działania samego Boga.

Dlaczego, Panie, jesteś dzisiaj lekceważony?

Panie, Ty jesteś Synem Bożym. Jak sam w Ewangelii poświadczasz, znasz Ojca i przez Niego zostałeś posłany. To właśnie Ty, Panie, objawiasz ludzkości Boga. Choć przyszedłeś do swoich i swoi Cię nie przyjęli – dajesz nieustannie świadectwo o Ojcu.

Widzieli Cię nie tylko powołani uczniowie, widziały Cię tysiące ludzi korzystających z Twojej dobroci, otrzymujących podzielony chleb, łaskę zdrowia, lekcję życia, a przede wszystkim ogromną miłość. Ciebie jako Syna Bożego widzieli Piłat, Herod, Annasz i Kajfasz. Na drzewie krzyża widzieli Cię świadkowie konania na Golgocie.

A wcześniej – Twoi najbliżsi, Panie. Wśród nich wzrastałeś, byłeś obecny, pracowałeś, modliłeś się w synagogach, w świątyni jerozolimskiej. Zapraszali Cię, tłumaczyłeś im księgi proroków, których słowa wypełniły się w Twojej osobie.

Panie, Ty przebywasz wśród nas, ale my często nie chcemy Cię zauważyć.

„Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych, w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6,4). Można to jasno podsumować: byli to ludzie spragnieni cudów, ale nie Boga. O Jego mądrość pytają jedynie tak: Skąd On, syn cieśli, ją ma? Gdyby dzisiaj Jezus stanął na ulicach naszych wiosek i miast – tak osobiście, działając i przemawiając – czy nie byłoby podobnie jak w Nazarecie? Jakże bolesna jest ludzka niewiara, uprzedzenie, zawziętość, lekceważenie Boga i tego, co Boże.

I powiedz, mój drogi,dlaczego dzisiaj tyle zwątpienia, rozpaczy, duchowej tandety i płycizny myślenia. Gapisz się godzinami w telewizor, w gazetach przekonują cię, że piszą prawdę. Karmią cię skandalami, aferami, pomówieniami i obiecankami. Współczesny człowieku, zgubiłeś to, co najważniejsze w życiu. Zgubiłeś Chrystusa.

Jezus, wzór człowieka, sponiewierany, zlekceważony przez rodaków, a teraz przez nas, ludzi wierzących.

Jak łatwo odwrócić się od Boga, najczęściej dla uspokojenia swojego sumienia, pochwały głupoty, dla grzesznego, niby wygodniejszego sposobu bycia.

Jak będziesz się czuł, gdy twoi bliscy, krewni, ludzie uważani za przyjaciół cię zlekceważą, okażą swoją wrogość, gdy ciebie znieważą? Może dlatego – jak kiedyś Chrystusa – że będziesz zbyt dobry.

Skutki odrzucenia Boga okażą się bardzo bolesne. Wierzyć i zaakceptować Boga może tylko człowiek, który jest świadomy swojej słabości, duchowego ubóstwa i grzeszności. Tylko człowiek, który pragnie otrzymać od Boga to, czego sam nie ma i czego sam nie potrafi dokonać, może Mu w pełni zaufać. Jeśli napełniłeś duszę samym sobą, to wówczas nie masz już miejsca dla Boga. Bóg kocha każdego z nas bez granic i bezinteresownie.

I w imię tej bezgranicznej i bezinteresownej Jedynej Miłości do nas:

-Przepraszamy Cię Panie!

- Za to, że jesteś lekceważony i odrzucony przez ludzkie serca;

 Przepraszamy Cię Panie!

- Za ludzką zatwardziałość, samouwielbienie i samozadowolenie;

 Przepraszamy Cię Panie!

- Za ludzką zarozumiałość, pychę i grzechy języka;

 Przepraszamy Cię Panie!

- Za to, że jesteś niezauważany mimo, że wciąż jesteś między nami;

 Przepraszamy Cię Panie!

- Za to, że ciągle pragniemy cudów, a nie Ciebie;

 Przepraszamy Cię Panie!

- Za ludzką niewiarę, uprzedzenia, zawziętość, lekceważenie Ciebie i wszystkiego co pochodzi od Ciebie;

  Przepraszamy Cię Panie!

- Za duchową tandetę, afery i pomówienia;

 Przepraszamy Cię Panie!

 

 

 

19 LIPCA 2015

XVI niedziela zwykła

Jr 23,1-6

Ef 2,13-18

Mk 6,30-34

Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„ Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu” ( Mk 6,31)

   W jednym z czasopism wydawanych w Polsce znajduje się tak zwana  „Rubryka porad”. Prowadzi ją bardzo uzdolniona dziennikarka szczególnie wrażliwa na los ludzi pokrzywdzonych. Kiedyś w czasie przeprowadzonego z nią wywiadu w jednym z programów telewizyjnych redaktor zadał jaj następujące pytanie: - Co najczęściej powtarza się w listach czytelników i o jaką poradę najczęściej proszą? – Najczęściej ludzie piszą, że czują się bardzo osamotnieni i zagubieni – odpowiedziała dziennikarka. A co im pani wtedy radzi? – pytał dalej redaktor. – Radzę im, aby rozglądali się wokół siebie i zobaczyli, jak wielu ludzi potrzebuje ich pomocy. Radzę im również aby angażowali się w pomoc tym ludziom, a wtedy zapomną o swoich strapieniach, o tym, że są samotni i nie będą czuli się niepotrzebni.

   Wysłani przez Chrystusa z misją głoszenia Ewangelii, wypędzania złych duchów, udzielania Chrztu świętego, apostołowie na pewno poza zwykłym ludzkim zmęczeniem nie czuli się ani osamotnieni ani nie potrzebni. Wręcz przeciwnie kochani – fragment Ewangelii przeznaczony na tę Niedzielę mówi, że byli bardzo zadowoleni z dobrze wypełnionej misji. Z dumą i radością opowiadali Chrystusowi o swoich sukcesach apostolskich, o tym co zdziałali oraz o tym czego nauczali.

   Chrystus widząc ich przepracowanie i zmęczenie zachęca ich do wypoczynku. Tym bardziej, że „ tak wielu przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu”.

  Natomiast w dalszej części dzisiejsza Ewangelia mówi nam kochani, że „ Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać”. Słowa te kochani siostry i bracia, nie były chyba nigdy bardziej aktualne niż dziś. Jednym z paradoksów życia w XXI wieku jest poczucie coraz większego zagubienia i osamotnienia. Ludzie czują się zagubieni i osamotnieni żyjąc w rodzinach, a nawet przebywając w tłumie. Potwierdzają to przedstawiciele różnych warstw społecznych: biedni, bogaci, młodzi , starzy. Świadczą o tym zastępy pijących aż do nieprzytomności, sięgających po tak modne teraz dopalacze.

   Stanowi to kochani jawny dowód na to, że tym ludziom brak jest czegoś istotnego w życiu, czegoś co nadawałoby wartości ich życiu. Zadajmy sobie i im pytanie: Czego im brakuje?

   Osamotnienie. Co to jest kochani to osamotnienie? To nic innego jak unikanie. Unikanie nie tylko ludzi ale przede wszystkim unikanie Boga. Jest to zamknięcie się w swoim własnym świecie, zajęcie się tylko sobą, własnymi i także często urojonymi bulami. W rezultacie jest to bardzo niebezpieczne uczucie bezradności, bezsensu i niepotrzebności.

   I tak jak radziła swoim czytelnikom wspomniana na wstępie dziennikarka, najlepszym lekarstwem na przezwyciężanie poczucia zagubienia i osamotnienia, jest zwrócenie się do ludzi, zaangażowanie się w pomoc biednym, chorym, samotnym, potrzebującym. Zobaczymy wtedy z bliska, że inni ludzie są od nas biedniejsi materialnie i duchowo, mają większe kłopoty i cierpienia, są bardziej niż my opuszczeni i osamotnieni.

   Pomagając innym ludziom nie tylko zapominamy o samotności, kłopotach i problemach, ale także – jak apostołowie – wypełniamy tę misję, do której nas wszystkich Chrystus powołał. On nie może dzisiaj pomóc tym ludziom, którzy są „ jak owce nie mające pasterza” inaczej, jak tylko przez nas kochani. To my mamy tych ludzi otaczać opieką, naszą miłością i przyprowadzać do Owczarni Chrystusa Dobrego Pasterza, którą jest Kościół.

   To do każdego z nas kochani mówi Chrystus:

„ Jesteś mi potrzebny,

- Potrzebuje twoich rąk, aby kontynuować moje błogosławieństwo,

- Potrzebuje twoich ust, aby kontynuować moje nauczanie,

- Potrzebuje twojego ciała, aby kontynuować moje cierpienie,

- Potrzebuje twojego serca, aby kontynuować moją miłość,

- Potrzebuje ciebie, aby kontynuować moje dzieło Zbawienia”.

   Chrystus potrzebuje kochani nas wszystkich, nie tylko kapłanów ale i was, świeckich członków Kościoła. Wszyscy bowiem jesteśmy odpowiedzialni i współodpowiedzialni przed Bogiem jedni za drugich. Gdy podejmiemy się siostry i bracia zleconej nam przez Jezusa misji, możemy być pewni, że na zawsze zniknie z naszych serc uczucie zagubienia oraz osamotnienie. Być może tak jak apostołowie będziemy czuli zmęczenie ale będziemy również mieli poczucie dumy i radości z dobrze wypełnionej, zleconej nam przez Chrystusa misji. Jasne i oczywiste stanie się wtedy dla nas to, że nasze życie ma wielki sens, bo jesteśmy potrzebni Bogu i bliźnim.

   Zakończmy kochani nasze rozważanie słowami Matki Teresy z Kalkuty:

Każdy z nas ma do wypełnienia zlecone mu przez Boga powołanie miłości. W godzinie naszej śmierci, kiedy staniemy przed Bogiem twarzą w twarz, zdamy rachunek z tego jak wypełniliśmy to powołanie. Bóg nie będzie nas pytał, ile udało nam się dokonać, tylko jak wiele miłości w to włożyliśmy.   AMEN

26 LIPCA 2015

XVII niedziela zwykła

2 Krl 4,42-44

Ef 4,1-6

J 6,1-15

Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać. Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu? Jezus zatem rzekł: Każcie ludziom usiąść! A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.

 

 

 

 

„ Jest tu jeden Chłopiec, który ma pięć chlebów i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?” ( 6,9)

     Kochani siostry i bracia w Chrystusie Panu.

   Zapewnie niektórym z nas znana jest postać Adama Chmielowskiego, znanego bardziej jako brat Albert. Był on kochani takim św. Franciszkiem przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Franciszek był zwany biedaczyną z Asyżu a Adam Chmielowski czyli brat Albert biedaczyną z Krakowa. Czynili dosłownie to samo – oddali swoje życie dla biednych.

   Adam Chmielowski długo szukał własnej drogi życia. Między innymi walczył w szeregach powstańców w czasie Powstania Styczniowego. Ciężko ranny – utracił nogę, dostał się do niewoli rosyjskiej. Po odzyskaniu wolności poświęcił się malarstwu. Na tym polu dał się poznać jako uzdolniony artysta, rokując duże nadzieje. Ale i to zajęcie nie dawało Adamowi pełnej satysfakcji. Zawsze czuł wewnętrzny niepokój i ubolewał nad ludzką nędzą i niesprawiedliwością społeczną.

   Cel swojego życia zrealizował w Krakowie. Przejęty współczuciem dla ludzi biednych i bezdomnych, zamieszkał w tak zwanej „ogrzewalni”, czyli baraku dającym schronienie przed zimnem i nocą. Za pozwoleniem biskupa przywdział habit i złożył śluby zakonne przybierając imię Albert. W rok później zawarł umowę z władzami Krakowa, że przejmie opiekę nad schroniskiem dla bezdomnych. Kuśtykał po ulicach miasta na drewnianej nodze, prosząc o jałmużnę dla swoich podopiecznych. Zbierał na swój wózek różne dary, które następnie rozdawał potrzebującym. 

   Niebawem wokół Alberta zaczęli gromadzić się ludzie zapaleni ideą służenia bliźnim. W1888 roku powstało zgromadzenie Braci Albertynów, które zorganizowało domy opieki w wielu znaczących miastach. Każdy potrzebujący mógł otrzymać w tych domach miskę zupy, kawałek chleba, skromny przyodziewek i nocleg.

   Brat Albert zmarł w Boże Narodzenie 1916 roku. Za jego trumną szli biskupi, księża, zakony, a przede wszystkim rzesze nędzarzy, które żegnały swojego ojca. Pamiętano jego słowa , a brzmiały one właśnie tak kochani „ Powinno się być dobrym jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić”.

Czy ta historia kochani nie jest łudząco podobna do historii  św. Franciszka? Historia ta jest dobrą ilustracją tego o czym mówią lekcje i z liturgii słowa przeznaczonej na 17-tą niedzielę zwykłą. Szczególnie zwróćmy kochani uwagę na Ewangelię. Apostoł  Andrzej przyprowadził do Jezusa chłopca, który miał pięć chlebów i dwie ryby. Pan Jezus poprosił tego chłopca o te pięć chlebów i te dwie ryby, aby mógł nakarmić nimi tłum głodnych ludzi.

   Podobnie kochani jak ten chłopiec z Ewangelii, brat Albert dał Chrystusowi wszystko co posiadał, choć posiadał tak niewiele. Nie był nawet w pełni zdrowy, bo był kaleką bez nogi. To jedno, co brat Albert ofiarował – wystarczyło. Reszty dokonał Chrystus. Pomnożył zapoczątkowane przez brata Alberta dzieło ponad jego najśmielsze oczekiwania i wyobrażenia. Prawdopodobnie brat Albert nawet o tym nie marzył rozpoczynając swoją pracę dla biednych, że  będzie założycielem zgromadzenia zakonnego i że dzięki jego oddaniu się Bogu, tysiące biednych ludzi otrzyma podobną im pomoc.

   Tak jak Chrystusa, jak Brata Alberta, nas również kochani niepokoi to, co dzieje się współcześnie na świecie. Tylu ludzi żyje w nędzy i ubóstwie! Bogate dyskonty, markety takie jak Biedronka, bogaci ludzie wyrzucają, likwidują tony żywności a w tym czasie tysiące ludzi cierpi głód  i niedostatek często z głodu umierając.

   Nie możemy pomóc ludziom biednym, bezdomnym, umierającym z głodu i z powodu różnych chorób gdzieś daleko w Afryce czy Azji, ale możemy pomóc tym ludziom, którzy żyją blisko nas, w naszym mieście, na naszej ulicy w naszej bramie. Właśnie tym ludziom, poprzez nasze dobre serca i ręce pragnie Chrystus pomóc, nie wykluczając również tych biedaków, którym nierzadko alkohol wypalił dziury w mózgu  i sami pomóc sobie nie mogą.

   Zacznijmy więc kochani pomagać komu tylko możemy! Ofiarujmy Jezusowi nasze skromne siły i środki, które posiadamy, a On dokona już reszty. Pomnóżmy to dobro kochani – dobro, które innym wyświadczymy ponad nasze wyobrażenia, tak jak Mistrz pomnożył pięć chlebów i dwie ryby i nakarmił  nimi tysiące głodnych ludzi.

   Zakończmy siostry i bracia nasze rozważanie słowami Chrystusa, które zapisał św. Jan w swojej Ewangelii –( J 15,4-5). Niech dodają nam one ducha i przypominają, że bez Chrystusa niewiele możemy uczynić. Z Chrystusem zaś wszystko! Oto one.

          „ Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

            Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić”.

                                                                                                              AMEN

                                     

15 SIERPNIA 2015

Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Ap 11,19a;12,1.3-6a.10ab

1 Kor 15,20-26

Łk 1,39-56

W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana. Wtedy Maryja rzekła:
Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą
odtąd wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest Jego imię
a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia
[zachowuje] dla tych, co się Go boją.
On przejawia moc ramienia swego,
rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.
Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
pomny na miłosierdzie swoje
jak przyobiecał naszym ojcom
na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki.

 

 

„ Potem ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod Jej stopami, a na Jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu”

 

Kochane dzieci  Matki Boga i naszej Matki- Maryi. Kilkanaście lat temu w mediach całego niemal świata pojawiła się informacja o tragicznych losach pasażerów  statku odbywającego rejs u wybrzeży Atlantyku.  Na pokładzie wybuchł pożar, który w zaskakująco szybkim  tempie rozprzestrzenił się na cały statek. Ludzie ginęli w płomieniach albo ginęli skacząc do wody.

Była tam młoda dziewczyna, jak się okazało bardzo wierząca. Kiedy usłyszała jak ludzie krzyczą z przerażania, wyjęła z kieszeni różaniec i zaczęła gorliwie modlić się prosząc Matkę Bożą o pomoc i wsparcie. Gdy ogień zbliżał się w jej kierunku, ścisnęła różaniec w prawej dłoni i skoczyła do wody. Po kilku godzinach pobytu w wodzie walcząc z falami i zimnem doczekała się wraz z nieliczną grupą, którzy uniknęli śmierci upragnionej pomocy. Na wpół żywa z zimna i nadludzkiego wysiłku trzymała ciągle w dłoni to co pozostało z różańca. Wiele paciorków było powyrywanych i zniszczonych. Krzyżyk był prawie wbity w skórę dłoni. Kiedy mogła już mówić, wyznała: „ Byłabym zrezygnowała wiele razy, gdyby nie moja wiara w pomoc Matki Najświętszej. Modliłam się przez cały ten czas modlitwą różańcową i ufałam, że  Maria mi pomoże”.

   Kochani siostry i bracia! Życie nasze jest właśnie takim wzburzonym morzem. Czynimy wszystko co tylko możemy, aby nie zatonąć, aby utrzymać się na jego powierzchni. Tak wiele razy potężne fale chorób, pokus, kłopotów, nieporozumień i niepowodzeń wciągają nas w otchłań zniechęcenia a nawet rozpaczy. Nachodzi nas wtedy pokusa, aby poddać się i zrezygnować z dalszych zmagań.

   Tak jak ta dzielna dziewczyna powinniśmy w takiej sytuacji kochani pamiętać, że nie jesteśmy sami; że jest ktoś, kto chce i może nam pomóc. Kto chce i może podać nam pomocną dłoń, kto chce i może nas okryć swym „ płaszczem” miłości. Tym kimś jest Maria, Matka Syna Bożego i nasza duchowa Matka.

   Zgromadziliśmy się dziś kochani  w naszej świątyni, aby radować się i cieszyć w uroczystość Jej chwalebnego Wniebowzięcia. Tradycja Kościała Powszechnego przekazuje z pokolenia na pokolenie aż od czasów apostolskich ,że: „ Maria umarła w otoczeniu Apostołów i została złożona w grobie. W tedy nie było z Nimi Tomasza ( pamiętamy, że kiedyś podobna historia miała miejsce), a gdy przybył zażądał sobie pokazania grobu. Kiedy grób otwarto okazało się, że grób jest pusty o woń unosząca się przypominała zapach róż. Stąd Apostołowie wywnioskowali, że Jej ciało zostało wzięte do Nieba”.

   Wniebowzięcie Marii było i jest dla nas kochani niezwykle ważnym i radosnym wydarzeniem. Z chwilą gdy została wniebowzięta, uzyskaliśmy kochani w niebie potężną wspomożycielkę i orędowniczkę. Wystarczy oddać się Jej w opiekę, wystarczy prosić Ją o wstawiennictwo. Chrystus, Jej Syn, nie potrafi niczego odmówić swojej Matce.

   Tak jak Maria, kochani wysłuchała modlitwy dzielnej dziewczyny, walczącej z żywiołem oceanu o uratowania życia swego i innych pasażerów tak również wysłucha i naszych próśb i modlitw. Uczyni to tym bardziej, że nie obce są Jej cierpienia, kłopoty i trudy ludzkiego życia.

   Przypomnijmy sobie najdrożsi, choćby troskę i zmartwienie Marii w chwili, gdy Archanioł Gabriel zwiastował Jej poczęcie Syna Bożego. Trudno sobie nawet wyobrazić kochani, co działo się w Jej duszy. Jak wytłumaczy swój błogosławiony stan swemu oblubieńcowi, Józefowi? A co działo się w duszy i sercu Marii gdy usłyszała od starca Symeona bolesną zapowiedź, że Jej duszę przeniknie miecz boleści. Co działo się w Jej sercu, gdy widziała swego Syna upadającego pod ciężarem krzyża. Oplutego, i wzgardzonego zaliczonego w poczet złoczyńców? Nikt z nas  nie może zatem powiedzieć, że Maria nie znała życia.  Ona poznało go lepiej niż nie jeden z nas. Ona wie jak ciężkie mogą być krzyże, nieszczęścia i cierpienia. Ona poznała gorzki smak ludzkich łez. Zawsze zatem możemy pójść do Niej, aby podzielić się naszymi radościami i nam pomoże.

   Odnówmy zatem dziś kochani nasze nabożeństwo do Marii, Matki Chrystusa i naszej duchowej Matki. Módlmy się często na różańcu, odmawiajmy litanię ku Jej czci, oddawajmy w Jej opiekę nasze rodziny, naszą wspólnotę, Ojczyznę i nas samych. Ona patrzy na nas dziś z miłością i cieszy się z tego, że gromadzimy się tu w świątyni, aby radować się z Jej chwalebnego Wniebowzięcia. Oddajmy się Jej wypełnionemu miłością matczynemu Sercu, modląc się słowami przepięknej pieśni:

   Maryjo Matko, gdy pozdrawiam Ciebie, to taka słodycz tryska z duszy mej, żem nigdy  niesyt, Matko moja w niebie, wciąż bym pozdrawiał „ Zdrowaś” ku czci Twojej.

   Gdy wróg mnie będzie z dobrej zwodził drogi, a Ty mnie Matko, weźmiesz na swe łono, to znikną wtedy wszystkie duszy trwogi, boś jest mą tarczą, wsparciem i obroną.

   Gdy śmierć się zbliży Matko, w tej godzinie mnie nie wypuszczaj z możnej Twej opieki; gdy Pan mnie wezwie, a to życie Mninie, weź mnie do siebie, do nieba na wieki.

                                                                                                                        AMEN

 

 

 

Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.

 

23 SIERPNIA 2015

XXI niedziela zwykła

Joz 24,1-2a.15-17.18b

Ef 5,21-32

J 6,54.60-69

Ucząc w synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są , co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca. Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.

„ Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”.

Myślę kochani, że każdy z nas a na pewno większość spotkała się  z powieścią Henryka Sienkiewicza p t „ W pustyni i w puszczy”. Ale czy ktoś z nas zwrócił uwagę na przepiękne wyznanie wiary młodego bohatera Stasia Tokarskiego w obliczu zagrożenia życia, kiedy to wraz za swoją przyjaciółką Nel zostaje porwany i namawiany na zmianę wiary? Otóż ten młodzieniec zachował się jak prawdziwy uczeń Chrystusa. Gdy porywacz Mahdi stawia mu pytanie, czy chce przyjąć jego naukę, Staś uczyniwszy na piersi znak krzyża świętego odpowiedział: „ Proroku – twojej nauki nie znam, więc gdybym ją przyjął, uczyniłbym to tylko ze strachu, jak tchórz i człowiek podły. A czy zależy ci na tym, żeby twoją religię wyznawali ludzie podli i tchórze? – Jestem chrześcijaninem!

   Staś Tokarski, młody bohater z powieści Henryka Sienkiewicza opowiedział się za Chrystusem pomimo realnej groźby utraty nie tylko wolności ale również życia. Słuchającym Chrystusa ludziom nie groziło w tym momencie żadne poważne niebezpieczeństwo, a jednak po tym co powiedział Pan Jezus na temat Eucharystii, wielu opuściło Go i odeszło.

   Trudne do zrozumienia słowa Chrystusa: „ Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne…” zachwiało ich wiarą. Dlatego wielu z nich zaczęło mówić: „ Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”. I tu kochani spójrzmy na reakcję Chrystusa. Nie cofnął swoich słów, nie prostował, nie tłumaczył się, nie wyjaśniał ani nie przekonywał. Patrzył tylko ze smutkiem na wahających się i odchodzących. Patrzył również ze smutkiem na apostołów mówiąc: „  Czy i wy chcecie odejść?”

   Nie wiemy kochani co w tym momencie przeżywali apostołowie. Może wahali się, zastanawiali się nad odpowiedzią, a może czekali na dalszy przebieg wydarzeń.  Pytanie to musiało w szczególny sposób  dotknąć apostoła Piotra. W mgnieniu oka przypomniał sobie to wszystko co do tej pory przeżywał będąc przy Jezusie. To przed Nim padł na kolana po cudownym połowie ryb, to przecież ten sam Jezus, który chodził po wzburzonych falach jeziora, to ten sam Jezus, który w Kanie Galilejskiej przemienił wodę w wino, to ten sam Jezus, który uzdrawiał, wypędzał złe duchy i wskrzeszał. To ten sam Jezus, który obudził w jego duszy to wszystko za czym tęsknił, który otworzył jego serce i ukazał mu głębię miłości, o jakiej nigdy nie marzył. Dlatego z wiarą popatrzył na Jezusa odpowiadając: „ Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.”

    Podobnie jak Staś Tokarski z powieści Sienkiewicza, jak bohaterowie dzisiejszej Ewangelii, my również kochani musimy w naszym życiu wiele razy wybierać. Opowiadać się za Chrystusem i stawać w obronie wiary albo opowiadać się przeciw Chrystusowi. Kroczyć za Nim albo Go opuścić.

   Dzisiejsza Ewangelia podkreśla kochani gorzką prawdę, że wielu chrześcijan opuszcza Chrystusa w chwili próby; kiedy trzeba coś dla Chrystusa poświęcić, choćby czas na modlitwę, Msze świętą, zwłaszcza kiedy jest piękna pogoda i aż kusi aby udać się nad wodę czy do ogródka piwnego a zimą w góry na narty a gdy pada to jest ciekawy program w telewizji lub gra komputerowa. Wielu z nas opuszcza Chrystusa  kiedy On od nas wymaga czegoś co nie jest łatwe ani przyjemne.

   Iluż jest wśród chrześcijan takich, którzy dla własnej wygody odrzucają słowa oraz naukę Chrystusa zastępując je elementami  buddyzmu, islamu, hinduizmu czy jakimiś pochodzącymi z nowych „ ruchów religijnych”.

   Czyż nie spotykamy się na co dzień z zarzutami, z wątpliwościami i buntami wobec Boga osób, które nazywają się katolikami? Nie chcą już słuchać Boga, który mówi: „ Nie zabijaj”. Który mówi: „ Miłuj bliźniego swego…”. Który mówi: „ Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Ile razy słyszymy takie słowa i opinię: „ Dlaczego Bóg do tego dopuścił”. „ Gdzie był wtedy Bóg, jak to się stało?” „ Kościół, Msza… to wszystko jest niepotrzebne.”

   Ktoś kiedyś powiedział, że nawrócenie ateisty, Żyda, Muzułmanina czy protestanta na katolicyzm jest znacznie prostsze niż sprowadzenie na powrót na łono Kościoła katolika, który jest Kościołem i Bogiem znudzony. Niestety widzimy to zjawisko coraz częściej. Młodzieży uczęszczających na Msze świętą po bierzmowaniu już nie ma. Młode matki wolą jak dziecko siedzi przed telewizorem lub komputerem niż modli się albo uczestniczy w Mszy świętej. W rodzinach, w których zanikły wartości chrześcijańskie, gdzie nie ma na co dzień Boga nie będzie Bożego Błogosławieństwa; nie będzie pokoju i miłości, zgody i równowagi i harmonii. Nie łudźmy się kochani, że bez Boga sobie poradzimy. Życie kochani nie znosi próżni i tam, gdzie nie ma Boga, skąd Boga wypędzono, wchodzi w zamian zło – Szatan i on goszcząc w rodzinach czyni spustoszenie.  Niejednokrotnie kochani nie da się odbudować tego co się zburzyło.

   Tak jak do apostołów, kieruje dziś do nas Chrystus słowa: „ Czy i wy chcecie odejść?” Razem ze świętym Piotrem odpowiedzmy: „ Panie, do kogóż pójdziemy?” Bo jeżeli opuścimy Chrystusa to do kogo i dokąd kochani pójdziemy? Kim Jezusa zastąpimy? Czy będziemy szczęśliwi? Czy szczęśliwi są chociażby ateiści? Czy szczęśliwi są ci, którzy zamiast oczy kierować do Boga kierują w kierunku kolejnej flaszki nalewki lub kolejnej puszki piwa? Czy szczęśliwi są ci którzy wolą wrzaski i kłótnie rodzinne niż wspólne uczestnictwo w niedzielnej Mszy świętej? Czy szczęśliwi są ci, którzy swoje umysły i oczy kierują w kierunku przemocy gier komputerowych. Popatrzmy na ich twarze pokryte obłędem.

   Sławny angielski biolog i ateista żyjący pod koniec dziewiętnastego wieku spotkał pewnego dnia na ławce w parku staruszka, który jak się z rozmowy okazało był głęboko wierzący a z jego wiary tryskała prostota i radość. Uczony zapytał się staruszka: „ Kim dla ciebie jest Chrystus?” Wierzący mężczyzna zawahał się, ale odpowiedział: „ Pan jest wykształconym człowiekiem i na pewno wyśmieje pan z łatwością każdą odpowiedź jakiej panu udzielę”. Lecz ów uczony zapewnił go, że nie pyta w tym celu, aby go wyśmiać. Kiedy więc ten wierzący  staruszek odpowiedział na zadane mu pytanie, chemik stwierdził: „ oddałbym moją prawą rękę, aby mieć podobną jak ty wiarę w Chrystusa”.

   Zakończmy kochani nasze rozważanie słowami dzisiejszego psalmu:

Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy,

ale Pan go ze wszystkich wybawi !

On czuwa nad każdą jego kością,

i żadna z nich nie zostanie złamana.

Zło sprowadza śmierć na grzesznika,

wrogów sprawiedliwego spotka kara.

Pan odkupi dusze sług swoich,

nie zazna kary, kto się doń ucieka.           AMEN

 

  

 

 

 

 

Oliwio Wiktorio wejdź do Kościoła Bożego, abyś miała udział z Chrystusem w życiu wiecznym.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Reaktywacja parafii w Drawnie

 

 

 

 

 

 

bottom of page